niedziela, 4 czerwca 2017

ZORZA BISTRO

"Mam tak samo jak Ty, miasto moje a w nim..." więcej niż kiedykolwiek myślałabym, że będę mieć… jako, że sama jestem całkiem nowa Warszawie, przede mną jeszcze wiele miejsc do odkrycia. Mam nadzieję, że wspólnie z Radkiem, zechcecie towarzyszyć mi w tej podróży.


MIEJSCE:
Nasza przygoda zaczyna się od Zorzy. Nie… nie tej polarnej. Całkiem lokalnej. Co ciekawe zjawisko to występuje wyłącznie przy ulicy Żurawiej 6. W słoneczny dzień polecamy zabranie ze sobą okularów przeciwsłonecznych, gdyż może się okazać, że wnętrze oślepi Was swoim blaskiem. Ale bądźmy poważni… Lokal utrzymany jest w stylu Art deco wzbogaconym nowoczesnymi akcentami. W środku dominują naturalne materiały: drewno, metal, szkło i beton. W zależności od pory dnia możecie tu wpaść na śniadania, lunchyki lub obiadki, a wieczorami znajdziecie również przekąski i całkiem ciekawy wybór napoi, zarówno tych wysoko jak i nisko procentowych.

Ile musicie mieć w portfelu? Ceny zestawów śniadaniowych wahają się pomiędzy 15 a 26 zł,  lunch to wydatek od 12 do 25 zł, zaś obiad (w tym tzw. “specjalności zakładu”) zapłacicie od 23 do 60 zł, a za koktajle od 19 do 26 zł.


AKCJA:
Do Zorzy zawitałam dwukrotnie... i były to dwa zupełnie inne razy. Pierwszy sprawił, że miejsce to bardzo pozytywnie zapadło mi w pamięć (dlatego też zdecydowałam się zabrać tam Radka), drugi... hmm... gdyby pierwszy raz był jak ten drugi, pewnie zupełnie nie zapamiętałabym tego miejsca.


Zorzę obrałam sobie za cel już jakiś czas temu, ale nigdy jakoś nie było okazji. Kiedy w stolicy odwiedził mnie mój przyjaciel, uznaliśmy, że to idealne miejsce na śniadanie po piątkowym szaleństwie. I rzeczywiście tak było. Zdecydowaliśmy się na śniadanie w iście amerykańskim stylu, czyli gorący Chicago sandwich i równie mięsną (bo jakby inaczej) sałatkę z "miasta aniołów". Dopełnieniem wszystkiego była kawa i napój bogów o znaczącej nazwie DETOX.

Obie zamówione przez nas potrawy wyglądały bardzo apetycznie. Sałatka była prosta i smaczna, skomponowana z klasycznych składników, bez zbędnych udziwnień. Tost z mięsem, podany z prostą sałatą, również nie budził zastrzeżeń. Znajdujący się w obydwu daniach długo pieczony rostbef wołowy był świetnie doprawiony, soczysty i kruchy.

Jak już wspominałam, kolejny raz zawitałam w Zorzy z okazji odwiedzin Radka. Tym razem postanowiliśmy wypróbować bardziej obiadowe menu. Padło oczywiście na nasze ulubione burgery.

Ja zamówiłam kanapkę o wymownej nazwie Narcos, z (jak informuje nas menu) ciągnącym się serem, papryczkami jalapenos, nachosami, sosem meksykańskim, pomidorem i cebulą. Warto zaznaczyć, że wszystkie burgery podawane są z frytkami z ziemniaków i sałatką colesław. Radek zamówił Farmer's BBQ Burger z jajkiem, boczkiem, pomidorem, ogórkiem, cebulą i jak sama nazwa wskazuje, sosem BBQ.

Podobnie jak poprzednim razem, jedzenie było bardzo estetycznie podane. Jednak co do smaku nasze zdania były (nie tak mocno, ale jednak) podzielone.


"Farmer" okiem Radka: mięso miało być krwiste, ale najwidoczniej z automatu w Zorzy serwuje się wyłącznie średnio lub mocno wysmażone. Całość kompozycji wyglądała naprawdę przyzwoicie, a w zestawie dostaniecie również grubo cięte frytki i sałatkę Coleslaw, więc tym bardziej pobudziło to apetyt. I tu właściwie zachwyt się kończy, bo burger był… nijaki. Niestety, twarda bułka i niedoprawione mięso szybko ostudziły zapał. Najbardziej wyrazisty w tym wszystkim był robiony na miejscu sos BBQ. Nie można powiedzieć, że burger był niesmaczny… ale był na tyle neutralny, że po kilku dniach nie będziecie pamiętać, jak smakował.



"Narcos" okiem Ani: muszę przysnać, że mięso miało dość dziwną konsystencję i było mocno wysmażone. Jednak nie mogę narzekać na doprawienie. Moja kanapka była pikantna, a nachosy nadały jej ciekawej struktury. Bułka, jak mówi nam karta menu - świeżo wypiekana brioszka (na tę część burgera, zwykle zwracam największą uwagę), była smaczna, choć podobnie jak mięso zbyt mocno wypieczona, co utrudniało jedzenie. Plus niewątpliwie stanowiło to, że się nie rozpadała. Podsumowując - było poprawnie, ale za tę cenę, można w stolicy najeść się lepiej, zwłaszcza, że menu kanapkowe jest ostatnio bardzo popularne.

FINAŁ:
Zorza to ciekawe, nieco hipsterskie i modne miejsce na rozrywkowo-gastronomicznej mapie Warszawy, idealnie wpisujące się w klimat ulicy Żurawiej. Jest to też lokal, który wzbudził w nas wiele sprzecznych emocji, co nie zdarza się zbyt często. Ja (osoba, która zakochuje się nie tylko w jedzeniu, ale też w miejscach i momentach) polubiłam klimat Zorzy i myślę, że wrócę tam jeszcze na śniadanie, bądź szybki lunchyk, raczej nie na obiad. Radek także deklaruje dać jej drugą szansę, ale tym razem spróbuje czegoś innego niż burgery.

Tradycyjnie (jak na prostych ludzi przystało) na koniec będziemy rzucać mięsem...
nasza ocena to 3,25/5

PODSTAWOWE INFO:
adres: ul. Żurawia 6, Warszawa
telefon: 668 401 844
atmosfera: luźna, bistro
miejscówka: Centrum

MÓWI SIĘ NA DZIELNI:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz